Forum Forum Integracji Europejskiej Ksw rocznik 2006 Strona Główna Forum Integracji Europejskiej Ksw rocznik 2006

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Islamska Europa David Pryce-Jones

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Integracji Europejskiej Ksw rocznik 2006 Strona Główna -> Dialog międzyreligijny w kontekście wielości kultur
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Amerykanista
Spamiacz MK1



Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zewsząd

PostWysłany: Pon 19:27, 13 Gru 2010    Temat postu: Islamska Europa David Pryce-Jones

Islamska Europa?

Współczesny islamizm uznać można za próbę odwetu, cofnięcia klęski zadanej muzułmańskiej potędze przez chrześcijańską Europę.

Jeszcze parę lat temu morderczy atak z 11 września wymierzony przeciwko Zachodowi w imię islamu wydałby się pomysłem rodem z thrillera. Nikomu nie śniłoby się, że zamach islamistów zaważy na wyniku wyborów w europejskim kraju, że holenderski reżyser zostanie zastrzelony na ulicy za film o maltretowaniu muzułmańskich kobiet albo że będziemy oglądać w telewizji obcinanie głów zachodnim zakładnikom przez ludzi wznoszących w trakcie tej barbarzyńskiej czynności okrzyk Allah akbar! Pakistan dysponuje dziś bronią jądrową zwaną powszechnie bombą islamską. Islamscy przywódcy Iranu, sądząc po wypowiedziach, nie mogą doczekać się chwili, gdy użyją jej we własnej, udoskonalonej wersji.

Nie znamy jeszcze granic religijno-ideowej furii będącej siłą napędową tych wydarzeń, nie wiemy, czy zdoła ona zmobilizować wielkie rzesze muzułmanów, ani czy da się ten trend zawrócić lub zneutralizować. Wiemy natomiast, że zjawisko zrazu podobne do małej chmurki rozwinęło się w wielki front burzowy - kryzys o globalnych konsekwencjach.

Czy nadchodzi kres Europy?

Czy kryzys to już „zderzenie cywilizacji''? Wielu odrzuca tę koncepcję jako nieuprawnioną, wręcz mylącą generalizację. Lecz bez względu na to, czy pasuje ona - powiedzmy - do sytuacji w Iraku albo do wojny z terroryzmem, z wielu powodów uznać ją można za opis tego, co dzieje się dziś w Europie. Jak pisał francuski filozof Yves Charles Zarka: „We Francji mamy do czynienia z główną fazą szerszego, obustronnie konfliktowego zjawiska, jakim jest starcie Zachodu z islamem, czego nie zauważy tylko ktoś kompletnie ślepy, pełen złej wiary albo żenująco naiwny". Zdaniem mieszkającego w Niemczech uczonego pochodzenia syryjskiego Bassama Tibiego Europejczycy stoją przed trudnym wyborem: „albo zeuropeizuje się islam, albo zislamizuje się Europa". Wybitny historyk Bernard Lewis posuwa się dalej, spekulując, że starcie to rozstrzygnie się do końca tego stulecia, kiedy, jeśli utrzyma się obecny trend demograficzny, Europa będzie muzułmańska.

Taka sytuacja szykowała się od dawna, przez stulecia. Rzecz jasna starcie między muzułmanami a Zachodem - tak militarne, jak cywilizacyjne - rozstrzygało się zwykle z korzyścią dla Europy. Nie znaczy to, by w dawnych wiekach Europejczycy nie dostrzegali zagrożenia, jakim dla zachodniej cywilizacji był odradzający się islam. O islamie - czy, jak się wtedy mówiło, o mahometanizmie - pisał wnikliwy obserwator Winston Churchill w książce z 1899 r. „The River War": „Nie ma w świecie potężniejszej siły wstecznej. Mahometanizm jest wojującą, misjonarską wiarą daleką od wymarcia. Rozlał się już po Afryce centralnej, gromadząc wszędzie armie nieustraszonych wojowników, i gdyby nie chroniąca chrześcijaństwo tarcza nauki (...), współczesna cywilizacja europejska upadłaby tak, jak niegdyś cywilizacja starożytnego Rzymu".

Podobne przeczucia nurtowały Hilaire Bel-loca, który 30 lat później pisał w „The Gre-at Heresies": „Czyż nie jest bowiem możliwe, że powróci świecka potęga islamu, a wraz z nią zagrożenie ze strony świata mahometanizmu, który zrzuci jarzmo Europy, nominalnie nadal chrześcijańskiej, i powróci jako główny wróg naszej cywilizacji? (...) Gdyż to, z czym mamy do czynienia, to wielka religia fizycznie sparaliżowana, ale ogromnie żywotna moralnie, my zaś żyjemy w stanie niepewnej równowagi".

Ówcześni obserwatorzy sądzili, że w dającym się przewidzieć czasie liczyć można na kulturalną i militarną przewagę Zachodu (Belloc zasłynął przechwałką: „Cokolwiek by było, to my, a nie oni, mamy maxima" [pierwszy karabin maszynowy skonstruowany w 1883 roku - red.]). Zachód, istotnie, przeważał przez większość XX wieku, jednak w ostatnich dekadach dał o sobie znać inny, odwracający układ sił, historyczny proces.

Nowa szansa muzułmanów

Współczesny islamizm uznać można za próbę odwetu, cofnięcia klęski zadanej muzułmańskiej potędze przez chrześcijańską Europę. Służyć miały temu dwie różne strategie. Pierwsza, polegająca na zaadaptowaniu nacjonalizmu w formie kryjącej zdaniem wielu muzułmanów sekret zachodniej supremacji, i druga, promująca sam islam jako siłę zdolną zjednoczyć wszystkich muzułmanów, odbudować jego potęgę i dominację. Jak się okazało, obie te strategie w wykonaniu współczesnych islamistów - i przy współudziale Europy - mogą się uzupełniać.

W minionym stuleciu w, Europie obie wojny światowe doprowadziły do ruiny i ostatecznej kompromitacji ideę suwerennego państwa narodowego, będącą fundamentem jej pozycji i wiary we własne siły. Sprawdzone i przetestowane rozwiązanie polityczne, uznane nagle za przestarzałe i niesprawne, zastąpić miały instytucje, takie jak Unia Europejska czy Organizacja Narodów Zjednoczonych, stanowiące, jak sądzono, solidniejszy fundament nowego porządku światowego opartego na uniwersalnych normach prawnych i czyniącego zbyteczną suwerenną władzę. Lecz właśnie zmierzch europejskiego państwa narodowego stworzył wyjątkową szansę dla islamizmu również odwołującego się do ogólnoświatowej, ponadnarodowej społeczności - społeczności złączonej od zarania wspólną wiarą i obyczajem i tradycyjnie nieczyniącej rozróżnienia między wiarą i władzą doczesną.

Wiele ideologicznych ruchów szerzy i umacnia ponadnarodowy islam w nowoczesnej wersji. Bodaj największy sukces odniosło założone w 1928 r. w Egipcie przez Hasana al Bannę Bractwo Muzułmańskie działające dziś w 40-50 krajach. Do wychowanków Bractwa należą Jaser Arafat i zastępca Osamy ben Ladena Ayman al Zawahiri. W późniejszych czasach jego spiritus movens stał się urodzony w Egipcie Sayyid Qutb, którego trzy lata spędzone w USA na przełomie lat 40. i 50. przekonały o konieczności odrzucenia Zachodu i wszystkiego, czego on broni, gdyż islam daje każdemu muzułmaninowi za jednym zamachem państwo, naród, religię i tożsamość. Arabia Saudyjska wydała miliardy petrodolarów na finansowanie ugrupowań, także terrorystycznych, promujących te idee.

Rewolucja 1979 roku w Iranie pod wodzą ajatollaha Chomeiniego była wstępną próbą ustalenia nowej równowagi sił między wschodzącą potęgą ponadnarodowego islamu a upadającym państwem narodowym Zachodu. Kraje europejskie, które po wojnie w większości utraciły wolę reagowania na agresję z zewnątrz, nie stanowiły przeszkody dla totalitarnego reżimu Chomeiniego ani bariery dla jego rosnącej potęgi. Pozostały Stany Zjednoczone - państwo narodowe żywo zainteresowane obroną swej suwerenności, które w oczach ajatollahów i ich sojuszników stało się ostatecznym wcieleniem Wielkiego Szatana, godnym przeciwnikiem w świętej wojnie.

Islamizm jak komunizm

I tak jest do dziś. Jednocześnie w Europie, gdzie osiedliło się około 20 min muzułmanów, rozgrywała się inna, nie mniej kluczowa batalia. Zważywszy z jednej strony na wysoki przyrost naturalny popu-' lacji muzułmanów, a z drugiej na ujemny przyrost, który jest normą wśród reszty Europejczyków, same względy demograficzne sugerują, że kontynent dojrzał do upowszechniania islamizmu.

Z uwagi na globalny zasięg i agresywne zamiary ideologia ta wykazuje pewne podobieństwo do innej ponadnarodowej wiary, jaką był komunizm. Dawni komuniści, podobnie jak obecni islamiści, sądzili, że uczestniczą w apokaliptycznych zmaganiach, więc każdy członek partii, gdziekolwiek jest, winien zachowywać się jak żołnierz na linii frontu, a terror uznawany był za w pełni uprawnioną broń w walce na śmierć i życie. Porównajmy słowa Stalina - Jeśli wróg nie poddaje się. musi zostać zniszczony" - ze słowami przywódcy libańskiego Hezbollahu, który nie chce negocjować z Zachodem ani prosić o ustępstwa, tłumacząc: "My chcemy was zniszczyć". Dla Syryjczyka z brytyjskim paszportem, szejka Omara Bakri Muhammada, który do niedawna kierował organizacją pod nazwą al Muhadżirun, terroryści z 11 września to „wspaniała dziewiętnastka", czyli, jak wyjaśnia, straż przednia armii „naszych muzułmańskichbraci z zagranicy, którzy pewnego dnia przybędą tu, by zwyciężyć".

W okresie zimnej wojny europejskie demokracje zagrożone sowieckim ekspansjonizmem udzielały schronienia partiom komunistycznym oraz licznym organizacjom fasadowym - na pozór działającym na rzecz pokoju, przyjaźni i kultury, a w rzeczywistości manipulowanym przez ZSRR i służącym jego celom. Co więcej, wielu ludzi z różnych środowisk związało się z komunizmem mniej lub bardziej emocjonalnie i z różnych powodów, w tym z chęci bycia po stronie spodziewanych zwycięzców i na odwrót, lęku przed skończeniem na przegranych pozycjach.

Wszystkie te czynniki, w zmienionej formie, nadal funkcjonują. Obszar islamistycznego zaciągu jest bardzo szeroki. Szacuje się, że spośród 20 mln europejskich muzułmanów we Francji żyje 5-6 mln, co najmniej 3 mln w Niemczech. 2 mln w Wielkiej Brytanii, milion w Holandii i we Włoszech oraz pół miliona w Hiszpanii i Austrii.

To prawda, że większość muzułmanów przyjechała do Europy w nadziei na lepsze życie i że nadzieja ta była dla nich ważniejsza od lęku na myśl o życiu w społeczeństwie rządzonym przez niemuzułmanów, czego islam tradycyjnie zakazywał. Szerokie ich rzesze asymilowały się z większym lub mniejszym trudem, by jak inne mniejszości stać się odtąd mniejszościami „myślnikowymi": anglo-muzułmanami, franko-muzułmanami, italo-muzułmanami itp. Życie religijne rozkwitało - pół wieku temu na całą Europę wystarczyła garstka meczetów, dziś jest ich ponad tysiąc w każdym większym kraju, a we Francji i w Niemczech po 5-6 tys. Muzułmańskie grupy nacisku, lobby i organizacje charytatywne działaj ą praktycznie wszędzie - w samej Wielkiej Brytanii jest 350 muzułmańskich instytucji tego czy innego rodzaju.

Część z nich funkcjonuje jako przykrywka islamizmu. Inspirowane przez Arabię Saudyjską lub chomeinistyczny Iran, Bractwo Muzułmańskie lub al Kaidę, rozkładają demokrację na każdy możliwy sposób, zupełnie tak samo jak dawniej działające pod przykrywką organizacje sowieckie. Wywierają presję na imigrantów, by odrzucili integrację, a nawet samą jej ideę, wzywając ich językiem religijno-etnicznym do przeciwstawienia się społeczeństwom, w których żyją. Kwestie ważne dla islamistów zostaj ą zręcznie rozdmuchane do rozmiarów skandalu celem podsycania wrogości po obydwu stronach wstrzymującej czy wręcz udaremniającej integrację muzułmanów z głównym nurtem europejskiego życia.

Niesławna fatwa z 1989 r. skazująca na śmierć powieściopisarza Salmana Rushdiego, brytyjskiego obywatela korzystającego z wolności słowa, była jednym z pierwszych przykładów owej taktyki siania zamętu i niepokoju. Inny przykład to próba ustanowienia w Wielkiej Brytanii muzułmańskiego „parlamentu" uznającego jedynie islamski szarijat, a nie obowiązujące prawo krajowe. Kolejny przykład - tym razem z Francji - to nakaz noszenia przez dziewczęta muzułmańskich chust zwanych hidżab w szkołach publicznych, co jest praktyką jawnie sprzeczną z duchem francuskiego republikanizmu i wcale przez islam niewymaganą. Zamysł taktyczny kryjący się za tymi jątrzącymi żądaniami trafnie ujął jeden z przywódców al Kaidy, który wezwał brytyjskich muzułmanów do „rzucenia Zachodu na kolana", dodając, że to oni, „miejscowi, a nie przyjezdni", mają przewagę, gdyż „znają język, kulturę, terytorium i obyczaje wroga, z którym współżyj ą na co dzień".

Poputczicy islamizmu

Innym zjawiskiem znanym z czasów sowieckich i raz po raz pojawiającym się znów na Zachodzie jest dobrowolna współpraca niemuzułmanów sympatyzujących z islamizmem. Swego czasu lewicowi fellow travellers [intelektualiści przychylni komunizmowi - red.] pomogli stworzyć klimat sprzyjający komunizmowi. Wielu wiedziało dokładnie, co robią, inni po prostu chcieli dobrze - tych Lenin nazywał „pożytecznymi idiotami". Podobnie dzisiejsi fellow travellers i „pożyteczni idioci" tworzą klimat opinii publicznej sprzyjający celom radykalnego islamu, ale nader szkodliwy, gdy chodzi o przyszłe pojednanie.

Jak w latach 30. i w czasach zimnej wojny, tak i teraz prym wiodą intelektualiści
i dziennikarze. Półki księgarskie zapełniają książki usprawiedliwiające wszystko, co muzułmanie robili w przeszłości i robią teraz. Swego czasu każdą sowiecką agresję nazywano obroną przed wojennymi zakusami Zachodu, dziś zaś terroryści z al Kaidy lub ci z Czeczenii, mordujący dzieci w Biesłanie, zwą się w mediach bojownikami, działaczami, separatystami, zbrojnymi ugrupowaniami, partyzantami - jakkolwiek, byle nie po imieniu. Dziesiątki apologetów udają, że nie ma związku między religią islamu a tymi, którzy sieją terror w jego imieniu, sugerują też, że zachodni przywódcy są nie lepsi, ale właściwie gorsi od islamistycznych morderców. Stwierdza np. Karen Arm-strong, znana historyczka religii: „Niekiedy bardzo trudno odróżnić pana Busha od pana ben Ladena".

Jednym ze sposobów maskowania się islamistycznych fellow travellers, jaki zadomowił się w europejskich instytucjach i w opinii publicznej, jest żądanie „tolerancji" i „różnorodności". Swego czasu brytyjski komunistyczny historyk Christopher Hill zakończył swoją książkę o Leninie nabożną recytacją gloryfikujących wodza określeń wymyślonych przez partię. Każde wspomnienie o proroku Mahomecie pobożni muzułmanie kwitują słowami „pokój z nim". Obecnie praktyka ta wkradła się do biografii proroka pióra pewnego Brytyjczyka, najwyraźniej niemuzułmanina. Aby zachęcić do takich gestów, podjęto dalsze próby wyciszenia opinii przeciwnych lub nie całkiem przepojonych najwyższym szacunkiem. Kiedy szczery do bólu francuski pisarz Michel Houellebecq oświadczył, że islam jest pełen nienawiści, głupi i niebezpieczny, organizacje muzułmańskie i Liga Praw Człowieka pozwały go przed sąd, zupełnie jak Orianę Fallaci oskarżoną za książkę, w której próbowała powiązać ataki 11 września z nauką islamu. Oboje wygrali, ale zimny prysznic zrobił swoje

Jest cały wachlarz instytucji zarażonych islamofilską poprawnością. W Wielkiej Brytanii w procesie muzułmanina sędzia uznał, że na ławie przysięgłych nie mogą zasiadać Hindus i Żyd. Brytyjska komisja ds. równości rasowej orzekła, że firmy zapewniać muszą muzułmanom pokój do modlitw i płacić za nieobecność w religijne święta. W pewnym mieście w środkowej Anglii, aby nie urazić muzułmanów, zrezygnowano z odnowienia stuletniej rzeźby świni. British Council, organizacja ds. stosunków kulturalnych mająca filie na całym świecie, zwolniła pracownika, który w artykułach publikowanych w „Sunday Telegraph" twierdził, że terroryzm i dżihad wyrastają na gruncie islamu, a BBC anulowała umowę z popularnym dziennikarzem telewizyjnym z powodu rzekomo pejoratywnego tonu, jakim opisywał wkład muzułmańskich Arabów w dokonania ludzkości.

Także społeczność finansistów pospieszyła zadowalać rzeczywistą bądź wyimaginowaną wrażliwość muzułmanów. Pewien brytyjski bank szczyci się tym, że przestrzega zakazów szarijatu dotyczących pieniędzy, a w Niemczech land Saksonia-Anhalt jako pierwsza instytucja europejska wystawił sukuk, czyli islamskie obligacje. Społeczność religijna nie pozostała w tyle. Kiedy ben Laden mówił o odwojowaniu z rąk niewiernych Hiszpanii („al Andalus"), katedra w Santiago rozważała usunięcie posągu św. Jakuba z Sewilli (zwanego „zabójcą Maurów"), który mógłby obrażać muzułmanów. Z tego samego powodu władze Sewilli wykluczyły postać króla Ferdynanda n, dotąd świętego patrona miasta, ze świątecznych obchodów, gdyż walczył on z Maurami przez 27 lat. We Włoszech, gdzie islamiści zagrozili zniszczeniem katedry w Bolonii z powodu fresku przedstawiającego proroka Mahometa w piekle (gdzie umieścił go Dante), rozważano usunięcie malowidła ze ścian. Nawet Papież przepraszał za krucjaty. W świeckiej Danii Koran (ale nie Biblia) jest obecnie lekturą obowiązkową w szkołach ogólnokształcących. I tak dalej.

Nadchodzi zderzenie cywilizacji

O tym, jak daleko gotowi są posunąć się apologeci islamizmu, wymownie świadczy przykład Tarika Ramadana, znanego pisarza i mówcy, profesora studiów islamskich na Uniwersytecie Fryburskim w Szwajcarii. Amerykański Uniwersytet Notre Damę zaoferował mu niedawno profesurę, ale na razie władze USA odmawiają mu wizy wjazdowej. Stało się to powodem klasycznego krętactwa ze strony oburzonych w jego imieniu amerykańskich i europejskich fellow travellers. W liście do „Washington Post" protestującym przeciwko takiemu potraktowaniu Ramadana mowa była o jego rzekomym przesłaniu do muzułmanów z Zachodu, którzy „powinni szukać wspólnych wartości i ze współobywatelami budować społeczeństwo oparte na równości i różnorodności".

Niezupełnie. Tak naprawdę w swoich wykładach i pismach Tarik Ramadan naucza, że muzułmanie z Zachodu nie powinni zachowywać się jak „myślnikowi" obywatele pragnący żyć wedle wspólnych wartości, tylko tak, jakby już teraz żyli wśród muzułmańskiej większości, zwolnieni z obowiązku ustępstw na rzecz innych wyznań. Ramadan broni swoistego imperializmu a rebours. Według niego muzułmanie w niemuzułmańskich krajach powinni rozumieć, że mają prawo żyć według własnych praw, zaś otaczające społeczeństwo winno, zgodnie z zachodnią zasadą liberalnej tolerancji, szanować ich wybór.

Tak się składa, że Ramadan jest wnukiem założyciela Bractwa Muzułmańskiego Hasana al Banny, ale i powściągliwym autorem. Można go uznać za względnie „umiarkowanego", oględnego wyraziciela islamskiego imperializmu a rebours. Znacznie wyraźniej, wspominając o przemocy, potępia zachodni ideał asymilacji mieszkający w Antwerpii Libańczyk Dyab Abu Dżadża, który nazywa ją „kulturowym gwałtem" i opowiada się za połączeniem wszystkich europejskich muzułmanów w jedną, niezależną społeczność. Nie trzeba dodawać, że i on ma swoich obrońców i apologetów wśród europejskiej lewicy.
Przyjrzyjmy się też europejskim opiniom na temat Jusufa al Karadawiego, następcy Sayyida Qutba w roli religijnego przywódcy Bractwa Muzułmańskiego. Al Karadawi, poszukiwany w rodzinnym Egipcie jako terrorysta, mieszka obecnie w Katarze. Jak Tarik Ramadan ze Szwajcarii podkreśla on, że muzułmanie powinni trzymać się z dala od liberalnej demokracji w wersji praktykowanej na Zachodzie, a zarazem korzystać z jej dobrodziejstw i zalet. Jednak idzie znacznie dalej. W odróżnieniu od Ramadana pochwala bicie żon w sposób określony przez Koran, a co do homoseksualistów - nie ma zdania, czy należy ich zrzucać z wysokiej skały, czy chłostać na śmierć. W 2004 roku podczas oficjalnych uroczystości w londyńskim ratuszu burmistrz Ken Livingstone powitał al Karadawiego jako „cieszącego się najwyższym szacunkiem islamskiego uczonego". „Witamy, serdecznie witamy" - rozpływał się Livingstone, skądinąd entuzjasta gejowskich marszów dumy.

W ubiegłym roku pojawił się też w Londynie szejk Abdul Rahman as Sudayyis, starszy imam Wielkiego Meczetu w Mekce. Wyróżnił się m.in. tym, że złorzecząc Żydom, nazwał ich „szumowinami ludzkości, szczurami tego świata łamiącymi sojusze i porozumienia, zabójcami proroków, małpim i świńskim pomiotem". Obok tego apostoła „równości i różnorodności" stał podsekretarz stanu w rządzie Blaira.

Jednym z odgałęzień Fundacji Islamskiej, należącej do licznych organizacji islamskich w Wielkiej Brytanii, jest Markfield Institute. Kiedy w lipcu londyński „Times" powiązał fundację i instytut z terroryzmem, oburzony czytelnik o angielskim nazwisku zaprotestował, dodając: „Mam nadzieję, że Markfield Institute (...) będzie mógł pomagać muzułmanom praktykować swą religię w pokoju i szacunku w wielokulturowej Brytanii". Inny czytelnik, anglikański kanonik z diecezji Leicester, utrzymywał, że instytut chciał po prostu uczyć imamów i muzułmańską młodzież pracy w brytyjskich instytucjach.

W tym samym duchu, a nawet tymi samymi słowami, fellow traveller Beatrice Webb wychwalała transcendentne cnoty sowieckiego modelu społecznego. Stwierdzenia tego typu, naiwne, fałszywe i niebezpieczne, padają dziś gęsto.
W świecie klasycznego islamu chrześcijanie i Żydzi żyli kiedyś jako dhimmis
- mniejszości traktowane jak ludzie drugiej kategorii, tolerowani, lecz dyskryminowani przez prawo i obyczaj. Wielu współczesnych muzułmanów zdaje się idealizować czasy dawno utraconej supremacji i dąży do jej odbudowy. Jedną drogą jest przemoc i terror. Inną, wybraną przez Tarika Ramadana i Jusufa al Karadawiego, są słowa. Tym czy innym sposobem plan jest wcielany w życie. Jak pisze podsumowująca dotychczasowe wspólne dokonania historyczka dhimmitude [status, jaki w krajach muzułmańskich mają innowiercy - red.] Bat Ye'or: „Europa ewoluowała od cywilizacji judeo-chrześcijańskiej, z istotnymi elementami postoświeceniowo-świeckimi, do stadium przejściowego społeczeństwa świecko-muzułmańskiego, z szybko zanikającymi judeochrześcijańskimi obyczajami". Ten ewoluujący twór nazywa „Eurabią". Jeśli tak jest lub wkrótce będzie, to nic dziwnego, że niektórzy Europejczycy zmieniają front, pragnąc znaleźć się po stronie zwycięzców. Energia głosicieli islamizmu, ich ufność w siły własnej kultury sprawiają, że co roku tysiące ludzi w całej Europie przechodzą na islam. Niektórzy konwertyci z Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, przechodząc od słów do czynów, zaczęli odgrywać nieproporcjonalnie dużą rolę w organizacjach terrorystycznych i ruchu islamistycznym. Znaczna część uczestników wiecu w Londynie zwołanego w 2003 roku przez radykalny odłam Bractwa Muzułmańskiego ewidentnie nie pochodziła z Bliskiego Wschodu. Na trzech obywateli brytyjskich skazanych niedawno w Kairze na więzienie za działalność wywrotową i planowanie zamachów dwóch urodziło się w Anglii i nosiło angielskie nazwiska. Gdy ich wyprowadzano, wznosili antyzachodnie okrzyki.

Są z pewnością w Europie muzułmanie, którzy patrzą ze zgrozą na to, co się wyprawia w ich imieniu, i odżegnują się od pomysłu, że mieliby prawo żyć na Zachodzie jako, de facto, zdobywcy. Niewielu, z powodów w pełni zrozumiałych, odważa się mówić. Jeden z nich, naprawdę nielicznych, w liście przysłanym niedawno do londyńskiego „Timesa" stwierdza, podając nazwisko i adres, że przez swoją społeczność rozumie tych, z którymi chciałby się komunikować. Pisze: „Nie wszyscy chcemy być muzułmanami w ten sam sposób i nie wszyscy pchamy się z naszymi poglądami do życia społecznego i politycznego".,,Niestety - czytamy dalej - opinia publiczna nie zawsze może poznać nasz punkt widzenia, gdyż jedyni muzułmanie, jakich się pyta o zdanie, to ci, którzy wciągają islam do polityki".

Trudno o wyraźniejsze odrzucenie nie tylko wszelkiego prozelityzmu w stylu Bractwa Muzułmańskiego, ale i - tym ostrzejsze - protekcjonalno-pobłażliwej postawy wobec niego europejskiego establishmentu. Ci w Europie, którzy domagają się na wszelkie możliwe sposoby przyznania muzułmanom specjalnych przywilejów, a zarazem w subtelny sposób deprecjonują ich narodową tożsamość i kulturę, w istocie toruj ą drogę islamskiemu separatyzmowi i islamistycznej agitacji. W ten sposób przyspieszają zderzenie cywilizacji, którego, jak przynajmniej twierdzą niektórzy, pragnęliby uniknąć. Jeżeli rację ma Bassam Tibi, według którego „albo zeuropeizuje się islam, albo zislamizuje Europa", uruchomiono potężne siły, by o tym zapomnieć.

Przełożył SERGIUSZ KOWALSKI

GAZETA WYBORCZA
SOBOTA-NIEDZIELA 12-13 LUTEGO 2005

David Pryce-Jones

David Piyce-Jones - brytyjski politolog, redaktor „National Review " i autor książek, m.in. „The ClosedCircle" (Zamknięty krąg) i „ The Strange Death ofthe Soviet Empire" (Dziwny koniec sowieckiego imperium). Artykuł ukazał się w grudniowym numerze pisma „Commentary".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Integracji Europejskiej Ksw rocznik 2006 Strona Główna -> Dialog międzyreligijny w kontekście wielości kultur Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin